Pytanie o eutanazję

Internauta, pan Marcin, zadał za pośrednictwem strony kontaktu (wolniewicz.org) następujące pytanie:

Dzień dobry,
z początku moim zachwytom wobec Pana Profesora nie było końca. Rzymski katolik niewierzący („za grobem nie ma nic”, Opatrzność?! – bujda na resorach!)? Hmm, myślę sobie – przede wszystkim ważne jest, że stoi po naszej stronie. Po jakiej? Ano Konserwatywnej. Ale im jestem starszy tym bardziej krytyczny wobec życia. Strona konserwatywna to dużo za mało! Trzeba jeszcze ulec tej słodkiej i prawdziwej katolickiej indoktrynacji. Na duszy musi się wypalić nieusuwalne piętno prawdziwej wiary w Trójcę Przenajświętszą i Kościół, i wszystkich Swiętych.
Uwiera mnie jedna arcyważka sprawa, tj. EUTANAZJA. (Tego jakoś nie mogę przetrawić i przeboloć i w tej kwestii czas niczego nie leczy, a jeno go potęguje. A dlaczego? Bowiem eutanazji dokonują raczej ateści, którym nie po drodze z Jezusem Chrystusem, naszym Panem (również Panem duszy wolniewiczowskiej), (vide: nowy przypadek holenderski, gdzie stare małeństwo chwyciło się za ręce i popełniło samobójstwo). Tego nie mogę strawić. Nie mogę strawić tego, że Pan Profesor taki radykalny a samobójstwo owija w bawełnę i nazywa eutanazją. Nie słychać, żeby sam w takim sędziwym wieku miał lub zechciał popełnić „eutanazję”, chyba, że jednak popełnił, a ja czegoś nie wiem. Czy Profesor Wolniewicz torował drogę samobójstu? Jak Pan myśli Panie Profesorze Okołowski? Czy zechciałby Pan udzielić mi odpowiedzi na tak postawioną tezę?

Poniżej odpowiedź doc. dr. hab. Pawła Okołowskiego:

Drogi Panie Marcinie, a w istocie – połowo Polaków, będąca pobratymcami p. Marcina: jedyny rodzaj eutanazji, na który Prof. Wolniewicz przyzwalał (a ja za nim to czynię) – to skrócenie straszliwych i bezsensownych mąk umierania, komuś – kto taki nieusuwalny bezsens odczuwa i błaga o śmierć. (Kto chce „umierać jak Chrystus” – wolno mu, lecz nie wolno tego nakazywać). Mało kto podważyłby zasadność podania cyjanku torturowanemu na Pawiaku przez Niemców albo szlachtowanemu przez talibów w Afganistanie, żaden „słodki katolicyzm”. Jako straszliwe i bezsensowne natomiast nie są postrzegane cierpienia ludzi w klinice onkologicznej. Czy jednak Chrystus by odmówił tam ulżenia konającemu w męczarniach i zniewolonemu przez bliźnich nakazem „trwania”? Nie sądzę. Dlaczego pod Grunwaldem i przez wieki, w imię Chrystusa, stosowano misericordia? Z miłosierdzia, w zgodzie z sumieniem. Chrystus to duch prawa, a nie jego litera (Stary Testament). Tak to rozumiał Wolniewicz.

Taka eutanazja to nie jest zwyczajne samobójstwo. Życie się tu wprawdzie skraca, ale nie to jest celem głównym. Jest nim skrócenie (straszliwego) umierania. Zwalczanie zatem eutanazji konających i świadomych – w epoce, w której ludzie żyją ponad 90 lat i rozpadają się biologicznie pod każdym względem jest bezrozumnym doktrynerstwem, sentymentalnym i bezlitosnym, a nawet sadystycznym. (Tylko – kto nie widział naprawdę starych ludzi, i naprawdę z bliska, tego nie wie). Czyż nie widać, że przez ostatnie sto lat świat się zupełnie zmienił, także dla katolików? Przez dwa tysiące lat nie istniała, choćby, „uporczywa terapia”, a dziś nas ona terroryzuje. A służy ona wielkiemu kapitałowi, Molochowi, i każdy Pan Marcin-katolik winien to wiedzieć. Tyle mówił Wolniewicz. Amen. P.O.