Przedstawiamy artykuł autorstwa prof. Pawła Okołowskiego pt. „Elzenberg, Wolniewicz i Lem”:
Paweł Okołowski
Elzenberg, Wolniewicz i Lem
1.
Elzenberg, Wolniewicz i Lem – te trzy nazwiska polska filozofia śmiało może zaoferować światu, gdyż są to prawdziwe ośmiotysięczniki. Wprawdzie polska wielkość filozoficzna zaistniała bezsprzecznie dzięki szkole lwowsko-warszawskiej, ale było to sto lat temu. Wówczas, kiedy Warszawa była „mekką logików”. W 2001 roku nie hołubiący nas przecież Rosjanie zamieścili we Wsiemirnej Encikłopedji Fiłosofija (Moskwa) hasła o Ajdukiewiczu, Kotarbińskim, Leśniewskim, Łukasiewiczu i Tarskim (poza nimi, pośród setek innych, znaleźli się jeszcze tylko Bocheński, Ingarden i Lem). Nie mieli jakby wyboru – gabaryty tych pięciu postaci są nie do zatajenia. (Tatarkiewicz, z tejże szkoły, to, być może, największy historyk filozofii XX wieku, ale własnych idei na miarę Kotarbińskiego nie dał). Po II wojnie światowej jednak Polacy z filozoficznej areny świata zeszli. I tak jest do dziś. Wyparli ich scjentyści anglosascy oraz francusko-niemiecka hermeneutyka, a w ciągu ostatniego półwiecza fuzja czy mutacja tych obu – szeroką falą płynący lewacki empiriofideizm, od Dawkinsa, Dennetta i Singera do Derridy i Baumana. Świecki humanizm, czyli naturalistyczny kult nauki i indywidualnego życia, („wiary
w człowieka”) zdominował całą kulturę Zachodu, nie tylko filozofię. (Szkoła lwowsko-warszawska to byli jeszcze zacni liberałowie, kierujący się dobrem społecznym, nie hedonizmem). Ta hegemonia naturalizmu umocowana jest trwale
w sukcesach technologii, a przez nie w totalnych zakusach kapitału i państwa. Elzenberg, Wolniewicz i Lem od tego jarzma są wolni, i z tych oparów filozoficznej tandety wybijają się w niebo jak Mount Everest, K2 i Kanczendzonga nad poziom mórz. Nie tylko oni zapewne, lecz oni na pewno.
2.
Z natury swojej filozofia jako zbiór stanowisk jest wewnętrznie zróżnicowana czy nawet nieodjemnie skłócona. Nie da się przecież palmy pierwszeństwa przyznać ani Demokrytowi, ani Platonowi; ani Fregemu, ani Nietzschemu. Wyznaczane przez te postaci opozycje są wieczne. Pierwszą linię podziału w obrębie wszelkiej filozofii stanowi stosunek do metafizyki (dualistycznej) – dzieli ją ona na naturalizm oraz antynaturalizm. Drugą linię stanowi zaś stosunek do logiki, rozbijający filozofię na racjonalizm i irracjonalizm. Zapewne inklinacje do tych stanowisk są u ludzi wrodzone i zawsze będą się przejawiać. Otóż przez dwa i pół tysiąca lat dominowała w naszej cywilizacji filozofia antynaturalistycznego racjonalizmu, reprezentowali go najwięksi: Platon, Arystoteles, św. Augustyn, Kartezjusz, Leibniz i Kant. Od czasów romantyzmu górę wziął już irracjonalizm, a w wieku XX przeciwnie – racjonalizm naturalistyczny (scjentyzm i marksizm) kontrowany irracjonalistycznym antynaturalizmem (Husserl, Heidegger czy Teilhard de Chardin). Przy racjonalizmie typu tradycyjnego (niescjentystycznym), a w nowoczesny sposób, pozostał ze sławnych – można rzec – sam jeden tylko Wittgenstein (od Traktatu). Ale właśnie trwają przy nim także nasi Elzenberg, Wolniewicz i Lem! To Platończycy – absolutnie wyjątkowi we współczesności. Można ich też nazywać analitycznymi egzystencjalistami, by uwydatnić ich osobliwość. (Lem formalnie czy nominalnie był naturalistą, lecz jego skłonność do metafizyki nie budzi najmniejszych wątpliwości).
3.
Henryk Elzenberg (1887-1967) został dobrze wykształcony w Szwajcarii i we Francji (Polska była wówczas pod zaborami). Był na Sorbonie uczniem Bergsona
i Rauha, uzyskał tam doktorat w 1909 r. Następnie walczył o niepodległość jako żołnierz, a potem w wojnie z bolszewikami. Zaraz po Russellu zajął się niezgłębioną filozofią Leibniza (spolszczył Monadologię), a habilitację uzyskał z Marka Aureliusza (UJ, 1921). Zanim w 1936 r. otrzymał posadę profesorską na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie (był wybitnym specjalistą od literatury francuskiej, uczył też francuskiego, greki i łaciny), opracował swój filozoficzny system – ograniczony wszak do aksjologii. Na jego gruncie wartości to byty konkretne, istniejące obiektywnie i w sposób absolutny (powinność rozciąga się na wszystkich). Da się wprawdzie wyróżnić dwie ich odmiany, mianowicie wartości utylitarne (te są relatywne) oraz perfekcyjne, lecz osobliwością człowieka, wynoszącą go ponad przyrodę (in plus, ale i in minus) jest wyłącznie dostęp do tych drugich. One tylko nadają życiu sens. Wartości utylitarne zaś to jedynie warunki konieczne biologicznego życia, choć mogą być zaspokajane na różnych piętrach (hedonizm). Człowieczeństwo, różne od człekokształtności, zdaniem Elzenberga polega na realizacji wartości perfekcyjnych. Nie ma w literaturze światowej aksjologii równie głębokiej, subtelnej i jasnej (Elzenberg wyprzedzał, np., logikę deontyczną von Wrighta). W antropologii, choć pesymista i apologeta religii jako takiej, pozostawał „gnostykiem” – jak Hobbes, Heidegger czy Bierdiajew: człowiek w tym ujęciu, niezależnie od intelektu, bywa „świnią, ale nie diabłem”.
Po 1945 r. Elzenberg był profesorem na UMK w Toruniu; w czasach stalinowskich zwolniony, potem przywrócony. Wydał tylko sześć książek i 130 artykułów, niemal połowa jego spuścizny pozostaje w rękopisach. Jego Kłopot
z istnieniem. Aforyzmy w porządku czasu (1963) należy do kanonu polskiej literatury XX wieku, pewnie także literatury XX wieku w ogóle (w 2004 wydał je po niemiecku Karl Dedecius – jako Kummer mit dem Sein). Choć generalnie obcy ideowo współczesnym, Elzenberg w tajemniczy sposób jest dla nich niezwykle atrakcyjny – sama bibliografia prac jego i o nim (Jana i Ewy Zubelewiczów, Warszawa 2012) liczy 280 stron.
4.
Bogusław Wolniewicz (1927-2017) to uczeń Elzenberga, z Torunia – miasta Kopernika. Już w 1949 roku zapoznał się na studiach z Traktatem Wittgensteina, który odcisnął piętno na jego myśleniu. Ale można rzec: Wolniewicz tyleż zawdzięcza Wittgensteinowi, co Wittgenstein jemu. To on zbudował z prawdziwego zdarzenia logiczny system z tez Traktatu – nazwany ontologią sytuacji– i nadał mu metafizyczną, platońską wykładnię (jego habilitacja: Rzeczy i fakty, 1968). Bez Wolniewicza ranga Wittgensteina w filozofii nie byłaby aż tak wysoka.
(W odróżnieniu od Elzenberga i Lema Wolniewicz był też twórczy na polu logiki formalnej). Dysponując ontologią sytuacji jako narzędziem, zajął się następnie sprawami najważniejszymi: filozofią człowieka i wartości. Rozbudował aksjologię Elzenberga, zwłaszcza o pojęcie antywartości, dodając do niej dział merytoryczny – fundamentalną krytykę współczesnych norm cywilizacyjnych. (Równolegle do Lema podważał pentalog biolatryczny świeckiego humanizmu, opowiadając się –
z umiarem – za karą śmierci i eutanazją, a przeciw aborcji, przeszczepom narządów
i kupczeniu ludzkim ciałem przez biotechnologię). W antropologii filozoficznej Wolniewicz reaktywował (w istocie martwy od stuleci) manicheizm, rodem ze św. Augustyna, św. Anzelma, Edwardsa i Schopenhauera. Głosił, że wśród ludzi zdarzają się z urodzenia istoty diabelskie – bez sumienia, czyli hamulców do zła. Był też,
w ogóle, nieprzejednanym zwolennikiem genetycznego determinizmu, choć uznawał wyłącznie determinizm probabilistyczny (światem rządzą fatum i przypadek).
Wolniewicz był gorącym polskim patriotą (co rzadkie dziś u profesury), obrońcą Kościoła i cywilizacji Zachodu. I jedynym chyba spośród wybitnych filozofów (może obok Russella z epoki radia i gazet), który stał się gwiazdą Internetu.
5.
Stanisław Lem (1921-2006), podobnie jak Elzenberg, pochodził z rodziny zasymilowanych Żydów (jego brat cioteczny, poeta Hemar był nawet katolikiem
i żołnierzem AK). To byli żarliwi Polacy-ochotnicy, a wkład Lema w polską kulturę nie do przecenienia (najsławniejszy polski pisarz wszechczasów, a nawet chyba – obok Chopina i Jana Pawła II – Polak). Lem nie był akademickim filozofem, choć był rzetelnie i wszechstronnie wykształcony. Z tych powodów (a także osobowościowych) jego niby heterogeniczna i wyrafinowana filozofia trudna jest do sklasyfikowania. Sam takich inklinacji nie przejawiał, mówiąc tylko o swym ogólnym pokrewieństwie ze scjentyzmem – od którego jednocześnie wielorako się dystansował, choćby odrzuceniem idei postępu, a uznawaniem innej – grzechu pierworodnego, czy szacunkiem dla religii, a zwłaszcza Kościoła. Ze szkołą lwowsko-warszawską łączył go tylko racjonalizm, przynależność do szeroko pojmowanej filozofii analitycznej. Można by zamaszystą i jednocześnie pełną szczegółów, systemową myśl Lema określić jako neolukrecjanizm. (Kiedy się
o takim rozpoznaniu swej filozofii dowiedział, w 2003 i 2005 roku, nie protestował,
a nawet był rad). Dyskursuwne dzieło Lema w uderzający sposób, bo w stu punktach, przypomina De rerum natura Lukrecjusza. A teza głosząca, że kosmosem rządzą konieczność i traf jest dla Lema emblematyczna – tak jak dla najgłębszego
w dziejach materializmu, epikurejskiego. I jak każdy naturalizm system Lema zawiera liczne „naturalne” sprzeczności (dlatego autor odżegnywał się od dążenia do systemu; bezskutecznie). A pierwszą z nich stanowi aksjologiczny absolutyzm, upieranie się przy autonomicznych wartościach – nie do uzasadnienia naturalnego. Lem jako pierwszy ostrzegał przed inwazją technologii w ciało ludzkie (w 1969 r.). Jednocześnie bronił cywilizacji Zachodu – która dotąd ucieleśniała maksymalizację wartości autonomicznych, czyli perfekcyjnych. Zbliżył się on także, najbardziej
w historii, do stworzenia ogólnej teorii rozumów, znów bezskutecznie. Skutecznie natomiast zaprezentował antropologiczny manicheizm (jak dwaj inni tylko, poza Wolniewiczem, pisarze XX wieku: Miłosz i Szałamow) – augustyńską predestynację lokując w genach.
6.
Elzenberg w 1959 roku napisał: „Sytuacja w filozofii jest dzisiaj taka: można albo kiepsko myśleć o sprawach ważkich, albo czysto i porządnie o obojętnych”. Oni trzej temu zaprzeczyli, myśląc nader jasno o sprawach nadzwyczaj istotnych, i to
w sposób systemowy. Pisma Elzenberga, Wolniewicza i Lema to literatura piękna najwyższego lotu, nadto licząca się z logiką. Ich myśl to tychizm – filozofia losu; może posępna, ale dostarczająca rzetelnej wiedzy o tym, jaki faktycznie jest świat,
a nie jakie są nasze o nim wyobrażenia i marzenia. Wszyscy trzej, poza dziełami teoretycznymi, zasłynęli też z wielkiej filozofii praktycznej – to byli trzej homo ethicus. Byli w myśleniu trzeźwi, a w poglądach i w życiu odważni. Ich konserwatyzm, wolno powiedzieć, jest wzorcowy. Nadto Wolniewicz i Lem wspierali chrześcijaństwo (w jego tradycyjnej, augustyńskiej odmianie). Patrząc na Ukrainę
i Izrael, a dalej jeszcze na Chiny, można przypuszczać – że idą ciężkie czasy. I na takie czasy skrojona jest myśl Elzenberga, Wolniewicza i Lema, jak niegdyś była – Arystotelesa czy Augustyna.